Natalia Kawałek – Polka na operowej scenie

Natalia Kawałek – mezzosopran  młodego pokolenia. Z powodzeniem występuje na scenach europejskich (Theater an der Wien, Kammeroper Wien, Glyndebourne Festival) jak i rodzimych (Teatr Wielki w Warszawie). Jest doceniana przez krytyków ze względu na walory głosowe (jak pisze The Guardian: „[…] Świetlisty mezzosopran Natalii Kawałek oraz przenikliwie odzwierciedlony chłopięcy manieryzm uczynił z niej idealnego Cherubina” ) jak rownież pełne wiarygodności i intensywne kreacje aktorskie: [Natalia Kawalek] od pierwszej sekundy na scenie,nie tylko dzięki swojej prezencji, ale także głosowi, była w centrum przedstawienia. (…) Od ognistej Habanery poprzez żarliwą Chanson Boheme aż po przepełnione przekorą i fatalne w skutkach spotkanie z Don Josè na końcu opery: Natalii Kawałek udało się po prostu wykreować perfekcyjną Carmen!” 

Artystka regularnie współpracuje z prestiżowym Theater an der Wien w Wiedniu, gdzie w ostatnim czasie miała okazję występować m. in. jako Dama di Lady Macbeth u boku Placido Domingo w roli Macbetha w Macbecie G. Verdiego (reż. R. Gayer, dyr. B. de Billy). W latach 2013-2016 śpiewaczka należała do Junges Ensemble des Theaters an der Wien, w ramach którego na deskach wiedeńskiej Kammeroper kreowała między innymi role Carmen w operze G. Bizeta. Bardzo często jest zapraszana do współpracy przez zespoły muzyki dawnej. Regularnie współpracuje również z zespołem grającym na instrumentach historycznych. Wykształcenie zdobyła zarówno w Polsce (na Uniwersytecie Muzycznym im. F. Chopina) oraz na uczelniach: wiedeńskiej (Universität für Musik und darstellende Kunst) i rzymskiej (Conservatorio di Santa Cecilia). Prywatnie Natalia Kawałek mieszka z mężem i dwiema córkami w Wiedniu. Uwielbia podróżować, a w wolnym czasie uprawiać sport, szczególnie pływanie.

Jagoda Żarnowiecka: W 2018 roku została Pani wyróżniona nagrodą Złotej Sowy dla Polonii. Na czym polega Pani działalność polonijna?

Natalia Kawałek: Przede wszystkim chciałabym podkreślić, że jest mi bardzo miło z powodu wyróżnienia. Bardzo się cieszę, że to co robię jako artystka zostało dostrzeżone. Z drugiej strony chciałabym również zaznaczyć że dość często występuję i przebywam w Polsce i przez to nie czuję, że jestem w działalność polonijną bardzo zaangażowana. Występuję pod własnym nazwiskiem jako śpiewaczka pochodząca z Polski, jestem więc po prostu jedną z licznych artystów z naszego kraju, którzy występują zagranicą i w ten sposób na pewno jakoś zwracają uwagę na nasz kraj. Oczywiście, jeśli tylko mam okazję bardzo chętnie występuję z polskim repertuarem, co zawsze spotyka się z entuzjazmem publiczności. Zawsze też kiedy ktoś z polskich przyjaciół i znajomych muzyków z Polski zwraca się do nas z mężem (również Polakiem i muzykiem) o radę, pomoc, staramy się w miarę możliwości wspierać.

Skąd wzięła się u Pani pasja śpiewania?

Na pewno nie wyssałam jej z mlekiem matki! Moja mama to świetna osoba, ale choć śpiewać lubi, robi to, powiedzmy, przeciętnie. Także mój tata nie miał ze śpiewaniem nic wspólnego jako policjant drogówki. A ja śpiewałam od zawsze. Sprawiało mi to wiele przyjemności i jako zakompleksione dziecko szybko zauważyłam że jestem w stanie śpiewaniem wzbudzić czyjeś zainteresowanie, a czasem nawet podziw. Garnęłam się od dziecka do wszystkiego: akademie szkolne, konkursy piosenki, chóry kościelne, zespoły wokalne, a później także festiwale poezji śpiewanej, szkolne teatry, szkoła muzyczna w klasie gitary… Duże znaczenie w tym wszystkim miał fakt, że jakoś nigdy się niczego nie bałam, nie wstydziłam, po prostu parłam do przodu nie zastanawiając się, co sobie inni pomyślą. Aż w końcu trafiłam na śpiew klasyczny, czyli operowy. Bardzo spodobał mi się repertuar operowy, pieśniarski i to niezwykłe uczucie wydobywania z siebie takiego „potężnego”, przejmującego dźwięku. A że dodatkowo kocham teatr i aktorstwo, opera okazała się dla mnie idealnym połączeniem.

Co w występowaniu na scenie cieszy Panią najbardziej?

Najbardziej cieszy mnie możliwość odegrania innej postaci, wejście w rolę i za pomocą muzyki oraz tekstu libretta, jak najbardziej wiarygodne oddanie osoby, którą stworzył kompozytor. Kiedy uda mi się „rozgryźć” postać, a do tego uda mi się zobrazować głosem odcienie tego, co przeżywa, to jest to bardzo satysfakcjonujące uczucie. Jeśli dodatkowo docenia moje starania publiczność, to jestem przeszczęśliwa.

Czy za granicą śpiewa Pani również polski repertuar?

Tak! I bardzo cieszę się z tego, że przeważnie reakcja zagranicznej publiczności po jej usłyszeniu jest więcej niż entuzjastyczna. Tak było np. gdy razem z Capellą Cracoviensis wykonywaliśmy „Halkę” Stanisława Moniuszki w Helsinkach. Ludzie reagują wtedy przeważnie słowami: „Ta muzyka jest naprawdę przejmująca i piękna, dlaczego dopiero teraz ja słyszymy, dlaczego tak mało się ją wykonuje?”. Z kolei jeśli chodzi o pieśni, to gdy tylko istnieje taka możliwość, zawsze staram się je włączyć do recitalu. Ja sama, jako słuchaczka koncertów bardzo czekam i liczę na to, że śpiewak wykona podczas koncertu utwory pochodzące z jego ojczyzny. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, to naprawdę jest to „co nam w duszy gra” i w żadnym innym języku nie jesteśmy w stanie wyrazić lepiej swoich uczuć niż w swoim własnym. Jeśli do tego zdarzy się, że pieśń jest inspirowana muzyką ludową, tym lepiej. Ten indywidualny rys jest czymś absolutnie nie do przecenienia, czymś co bardzo często jest może w ułamku sekundy zainteresować słuchacza, zaciekawić, zainspirować do dalszych odkryć i muzycznych poszukiwań, jak też wzbogacić jego wnętrze.

Czy na Pani koncertach są obecni Polacy?

Na pewno. W Wiedniu jest ich bardzo wielu, zapraszam też zawsze rodzinę i przyjaciół z Polski, którzy przychodzą jeśli tylko mają czas.

Mieszka Pani za granicą, jakie są Pani relacje z krajem ojczystym?

Mieszkam w Wiedniu, ale prawda jest taka, że bardzo dużo czasu spędzam w Polsce. Oprócz tego, że dość często tu pracuję, mam rodzinę w Krakowie i niedaleko Siedlec (skąd pochodzę), do których przyjeżdżam często, bo to w końcu bardzo blisko. Nigdy więc tak naprawdę nie poczułam, że wyemigrowałam. Relacje z Polską mam więc bardzo dobre. I takie muszą pozostać, bo nie wyobrażam sobie jak mogłabym na dłuższą metę żyć bez polskich ogórków kiszonych (sama ich przecież nie robię, wykorzystuję zapasy mamy i teściowej i przywożę z Polski w dużych ilościach).

Jakie są Pani marzenia związane z Pani pracą artystyczną?

Może trochę przekornie to zabrzmi, ale moim marzeniem jest nie musieć w życiu robić zawodowo niczego co nie jest śpiewaniem. Kocham muzykę, śpiew, teatr, ludzi z którymi pracuję, sposób życia, który się z tym wiążę. Chcę śpiewać coraz piękniej, móc wyrazić głosem wszystko to, co sobie wyobrażam. A przy okazji także rozwijać się jako człowiek. Głos, jako instrument znajdujący się w naszym ciele jest nierozerwalnie związany z całym naszym organizmem, fizycznością, psychiką i duszą. Parafrazując Quincy’ego Jonesa „Twoja muzyka nigdy nie będzie niczym więcej, niż tym, czym ty sam jesteś.” Im głębiej odczuwamy, im więcej przeżyliśmy, im bardziej otwarci, ciekawi świata, tym barwniejsza jest nasza muzyka i tym bardziej jesteśmy w stanie poruszyć nią słuchacza. Czas pokaże, czy uda mi się to osiągnąć, dzięki operom, w których będę mieć okazję wystąpić, być może płytom, które chciałabym nagrać. Dla mnie jest ważne żeby robić swoje, robić to szczerze i najlepiej jak potrafię.

Wpis jest częścią projektu „POLONIKA – działacze polonijni”.